o pewnej Tudorce
Dawno, dawno temu podjąłem wyzwanie. Ponieważ miałem już 3 własne skody Tudor (w stanie lekko agonalnym) postanowiłem przyjąć propozycję odrestaurowania Tudorki na rzecz pewnej Firmy. Chciałem remontować dwie skody równolegle - żeby oszczędzić czas i pieniądze. Sądziłem naiwnie, że dam radę. Po długich negocjacjach i wizji lokalnej skoda Klienta pojawiła się u mnie. Podczas wizji nie dostrzegłem wielu niepokojących elementów (wiadomo - emocje). Dopiero po otrzymaniu pojazdu zdałem sobie sprawę , że porwałem się z motyką na słońce. Ale cóż - słowo się rzekło...
Podłoga była już wyspawana. Może nie najlepiej, ale jednak. To, czego nie wziąłem pod uwagę to fakt, że progi są w stanie szczątkowym, po wielokrotnych naprawach, drewno w środku zgnite lub nadpalone - słowem - czarna rozpacz.
Doły drzwi, zarówno resztki łatanej blachy, jak i elementy drewniane - równiez przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy. No cóż - załamałem się. Zupełnie co innego - odrestaurować motocykl, a co innego - samochód o drewnianej konstrukcji obłożonej blachą.
Drewno słupków drzwiowych również uległo licznym uszkodzeniom. Zacząłem wymyśłać metody wzmocnienia konstrukcji - nie miałem szans na powrót do oryginału, a samochód trzeba było jakoś postawić "na nogi". Co prawda kontrakt przewidywał tylko remont wizualny - miała to być tylko reklamowa atrapa. Jednak ambicja nie pozwoliła mi na takie potraktowanie tego pięknego zabytku.
Postanowiłem wyrzucić elementy , których nie byłem w stanie połączyć konstrukcyjnie z innym drewnem, powstałe otwarte profile pozamykać blachą. I tu pojawł się kolejny problem. Wiele elementów blaszanych również nadawało się tylko do wymiany. Rozpoczęło się mozolne łatanie, kawałek po kawałku, elementów nadwozia.
Musiałem jednak zachować pewną chronologię prac. Żeby dobrze spasować drzwi - powinienem zacząć od nich. Tu z pomocą przyszedł mi niezrównany w pracy w drewnie Renio Strutyński. Poświęcając wiele godzin odbudował drewniane ramy, które ja z kolei na nowo obłożyłem blachą.
Następny punkt programu to wpasowanie zawiasów i zamków - a po tej precyzyjnej czynności - wstawienie drzwi do karoserii. Teraz mogłem zająć się odbudową przednich słupków i progów. Ze względu na daleko posunięty proces degradacji drewna w tych miejscach - znaczną część elementów po prostu wyrzuciłem, zastępując konstrukcję drewnianą profilami zamkniętymiz z blachy.
Wykonanie elementów słupków przednich, spasowanie ich z drzwiami - przy zerowej znajomości pracy w blasze i równie wielkiej praktyce w spawaniu migomatem (niesprawnym zresztą) graniczyło z cudem. Jednak po kilku próbach i nieudanych podejściach - dokonało się. Co prawda po końcowym spasowaniu wszystkiego musiałem nanieść spore poprawki (czyli coś przeciąć i pospawać od nowa) - bo nie zgodziła się ogólna linia samochodu - ale to już była kosmetyka.
Błotniki z przodu - następny ciekawy temat. W oryginale błotniki są w całości demontowanle (nadkola przednie również). Jednak elementy te były wielokrotnie naprawiane, i nie widziałem sensu w powracaniu do stanu pierwotnego. Postanowiłem zrobić z przodu monolity. Przy okazji zlikwidowałem wnęki na kierunkowskazy wychyłowe na słupkach (wcześniej ktoś już je zaspawywał), za to pozostawiłem "klimę" , czyli sterowane z wnętrza kabiny wywietrzniki. Otwory wywietrzników były bardzo często zaślepiane - zapewne były trudne do dokładnego uszczelnienia, co miało niebagatelny wpływ na komfort podróżowania zimą w nieogrzewanym samochodzie.
Miejsce styku przedniej części maski z błotnikami wraz ze srodkowym pasem też musiałem wykonać od nowa. Wszystko zostało zrobione z 1,5 mm blachy. Te elementy muszą byż dość solidne, ponieważ mocowany jest do nich zatrzask maski, a niżej - pięcioelementowy grill.
Do pełni szczęścia z przodu musiałem wpasować maskę. Regulacja tego elementu jest dość trudna na uzbrojonym samochodzie, jednak przy braku silnika można zamknąć się wewnątrz komory. A z tej perspektywy regulacja to bajka :) .
Musiałem poparwić troszkę błotnik z bardziej zmasakrowanej prawej strony. Wyciąłem część oryginalnej ramki i wpasowałem nowy element. Wyszło dobrze. Co prawda nie jestem do dziś usatysfakcjonowany z moich umiejętności spawalniczych, ale z każdym spawem wychodziło mi to lepiej. Oszlifowanie spawów i szpachla zamaskowały moje niecne poczynania.
Błotniki tylne - następny rozdział. Lewy - nawet w dobrym stanie, udało się go dopasować bez większych problemów. Oczywiście szpachla w kilku warstwach, z mozołem szlifowana za pomocą kilku samodzielnie skonstruowanych hebli (papier ścierny nabity na elastyczne, długie paski sklejki lub kawał grubej gumy) pokryła resztę nierówności. Swoją drogą - spędziłem dużo czasu u dystrybutora chemii samohodowej, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o technologiach. Rodzaje podkładów, szpachlówek, farb, co z czym i w jakiej kolejności... .Prawy błotnik musiałem stworzyć właściwie sam - posłużyły mi do tego całkowicie skorodowane zwłoki z jakiegoś egzemplarza skody 1102 z Piaseczna, o ile pamiętam. Ale został z niego tylko środek, a cały brzeg i kołnierz mocujący wystrugałem własnymi rękami. Szpachli poszło więcej, w dodatku wzmacnianej włóknem szklanym. Ale efekt zadowalający - przecież ten samochód przeznaczony jest do stania, a nie ruchu ulicznego.
O szpachlowaniu i podkładowaniu całego samochodu rozpisywać się nie będę. Trwało to długo, było niewdzięczne i męczące - chciałem wyprowadzić linie naprawdę perfekcyjnie. W końcu byłem zadowolony z efektu. Karoseria wraz z wyremontowanym (optycznie) silnikiem trafiła na powrót do Firmy w celu nałożenia powłoki lakierniczej.
Ta chwila oddechu pozwoliła na zajecie się galanterią - czyli klamkami, zawiasami, listewkami ozdobnymi i resztą wyposażenia. Przedni grill zrobiłem według oryginału, ale z laminatu. Technologię pracy w żywicach opanowałem kilka lat temu, dorabiając serię dekielków puszki prądów do DKW. Grill w oryginale jest chromowany - tu został pomalowany niklopodobną farbą.
Ozdobne listwy boczne - z braku oryginałów w znośnym stanie - zastąpiłem polerowanymi płaskownikami aluminiowymi. Efekt zadowalający. Znaczek na maskę - odlany z aluminium - też polerowany. Klamki zewnętrzne w Skodach Tudor wykonane są klasycznie - czyli adlane z ZnAl-u - stopu o doskonałych właściwościach odlewniczych, i równie doskonałej podatności na korozję. Dodatkowo nie wszystkie firmy potrafią ten stop pochromować. Elementy wypolerowałem sam, galwanizernia dokonała reszty. Elementy lampek tylnych i pozycyjnych były stalowe - pozwoliłem galwanizerni na kompletną obróbkę, łącznie z przygotowaniem powierzchni. I to był, niestety, błąd. Oryginały były bardzo grubo pokryte warstwą miedzi, niklu i na koniec chromu. Zdejmowanie powłoki za pomocą kwasu bardzo zniszczyło powiarzchnię niezbyt grubej blachy - tego nie dało się już idealnie naprawić (no, można - ale galwanizerowi się nie chciało położyć grubej warstwy miedzi przed polerowaniem).
Zdobycie oryginalnych uszczelek (podkładek) pod klamki i lampy graniczy z cudem. Nie licząc za bardzo na takowy - wykonałem je sam z kawałków gum, ked ry i kilku kropli kleju.